Lato to czas, w którym sąsiadom przypomina się, że otwory okienne mogą być otwarte. Proces otwierania jest przerażający. Najpierw cierpią wszystkie żyjątka, które uwielbiają ciemne, stęchłe i wilgotne miejsca. Dostają taką dawkę tlenu, że zdychają od razu. Później rozochocone psy dają swój pierwszy od roku koncert. Od bladego świtu do zmroku. W sumie co się dziwić, muszą przewietrzyć płuca. Ale to nie koniec sensacji. Tak jak w filmie jest potrzebna do akcji muzyka. Sąsiadom przypomina się, że mają u siebie jakieś urządzenia grające. Więc dają czadu na całe podwórko nie bacząc na godzinę. A co kogo obchodzi, że ktoś przytknął właśnie głowę do poduszki. Jest muzyka, jest impreza! Zatyczki do uszu ledwo dają radę, ale bass przesuwa człowieka po łóżku, tak, że co kilka-kilkanaście minut musi się podciągnąć, by nie spaść. Letni melomani czują też coś na kształt misji. Kształtują gusta muzyczne oraz zapoznają z najświeższą listą przebojów sąsiadów. Utwory Wee
Niech licho porwie tego, kto wprowadził zwyczaj składania wizyt. Carlo Goldoni BABECZKI Z CZEKOLADĄ składniki: 2 szklanki mąki 1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia 2 jajka 1 szklanka mleka 2/3 szklanki cukru 2/3 szklanki oleju tabliczka czekolady deserowej wykonanie: Do miski wsypać suche składniki - mąkę, cukier i proszek do pieczenia. Wymieszać. W drugiej misce zmiksować jajka, mleko i olej.Następnie dodać wcześniej wymieszane suche składniki i dokładnie zmiksować. Tabliczkę czekolady zetrzeć na tarce na dużych oczkach i delikatnie połączyć z ciastem za pomocą łyżki. Papilotki do babeczek lekko nasmarować olejem i wypełnić je ciastem do 2/3 wysokości. Gotowe wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i piec ok. 20 minut. Ostudzić na kratce.
Stwierdziłam, że kilka dni urlopu nikomu krzywdy nie zrobi. A ja będę miała sposobność, aby się polenić. Wniosek urlopowy- check. Wszyscy święci go akceptują – check. Czas opierdzielania – on! Spanie do 11.00 ^^ Dzień się przez to skurczył, o kurczę, do rozmiaru XS . Spanie vel chrapanie jest jak narkotyk. Patrzysz księżyc, pstryk, patrzysz słońce, pstryk… Naćpana snem zmieniłam się w lenia z Brzechwy. Ale zaraz, zaraz co ja? Rybka w akwarium? Mam patrzeć jak się pojawia światełko i znika? No nie mam przeciw, by ktoś otwierał pokrywę i sypnął żarciem. Jednak, co za dużo… to człowiek niewyspany, mimo że, wyspany. Niewiele się zastanawiając, powrzucałam co bardziej przydatne rzeczy do torby, zabrałam rower i wy… wyjechałam. Spanie do 11.00 zostało, złych nawyków nie należy zmieniać. Dałam czadu. Zdobyłam nową kolekcję siniaków, w tym kilka unikatowych. Zjadłam kilogramy brudu, a na deser brałam prysznic. Było pięknie, było cudnie i wszystko co dobre swój koniec miewa.